Przygody z Inkscape ciąg dalszy – słowo „przygoda” jest tu użyte nieprzypadkowo, bo wciąż próbuję narysować grafikę wektorową z mapą, ale o sukcesie trudno mówić.

projekt-freelancer-grafika-inkscape-szkło

Jeszcze przed świętami i Nowym Rokiem zabrałam się za tutorial pomagający narysować kartkę papieru. Zanim się zorientowałam, że pod bardzo skromną instrukcją pisemną znajduje się video, które doskonale ilustruje wszystkie etapy rysowania, nadziobałam moją własną kartkę, na której umieściłam list do Mikołaja. Obrys robiłam „na skróty”, niektóre cienie w ogóle pominęłam, a najlepiej oczywiście wyszło mi serduszko ;).

Tym razem skorzystałam z pełnej wersji tutorialu i dokładnie odwzorowałam wszystkie elementy. Nadal mam dużą trudność z takim przesuwaniem węzłów, aby powiększony duplikat głównego kształtu powiększyć i wysunąć poza obrys kształtu głównego, stąd moja mapa zrobiła się dość niekształtna i nieforemna.
Przy okazji – nie mam za grosz talentu do rysowania, za grosz.
To, co wspominam najlepiej, to definitywnie rysowanie lupy. Co prawda te wszystkie duplikowane kółka, kółeczka i elipsy uważam za lekką przesadę, ale faktycznie lupa wygląda niesamowicie realistycznie. Podobnie jak Griet z „Dziewczyny z perłą” uparcie wykładała malarzowi na paletę srebrną farbę do malowania dzbanka, chociaż nie była potrzebna do stworzenia realistycznego naczynia, tak ja ciągle nie mogę wyjść z podziwu, że w grafice nie trzeba rysować szkła ani „tworzyć” przezroczystości: wystarczy nałożyć jakiś kształt na pustą przestrzeń, aby zyskać wrażenie przezroczystości, głębi lub odbicia. W mojej lupie nie musiałam rysować szkła ani tego, co jest pod nim, wystarczyło tylko z dwóch okręgów wyciąć różnicę, podzielić ją na pół kolejną różnicą z jednym małym prostokątem i ustawić dużą przezroczystość w bieli. Mój refleks światła na zakrzywionej powierzchni soczewki pojawił się sam.

kartka mapa

Wniosek, który nasuwa mi się po porównaniu obu moich dzieł jest taki, że nie osiągnęłam biegłości, która pozwala mi lekceważyć tutoriale, ale za to osiągnęłam poziom frustracji, który pomaga robić wiele rzeczy na skróty i po łebkach, byleby efekt końcowy chociaż minimalnie przypominał pierwotne założenie i wzór.