Tak się rozochociłam robieniem dzbanka w zeszłym tygodniu, że zabrałam się za robienie filiżanki – pochmurno się u nas zrobiło, jesiennie, chłodno, więc nic, tyko siedzieć sobie w ciepełku, pić herbatkę i czytać książki. A jak herbatka, to tylko w filiżance oczywiście!

projekt-freelancer-filiżanka-grafika-inkscape

Zaczęłam od wyszukania sobie miłego i przystępnego tutorialu, jak się zabrać do rzeczy.

Wymalowanie spodeczka było nawet miłym zajęciem – rysowanie elips, bawienie się z obrysami i wypełnieniem, dodawanie gradientów było nawet miłym zajęciem. Powoli zaczynam rozumieć, na czym polega dodawanie i odejmowanie ścieżek. Nie mam bladego pojęcia, po co dublować dany kształt, żeby potem mieć jego różnicę albo sumę, ale wiem, że bez tego nie działa i to jest najważniejsze.

Potem zabrałam się do rysowania filiżanki. Z zapałem ustawiłam sobie funkcję siatki, potem z wrażenia przygryzłam sobie język, jak liczyłam jednostki, żeby mi się zgadzało (dzięki niech będą świętemu Inwencji za linie pomocnicze, bo bym liczyła do końca świata), aż wreszcie w boskim natchnieniu machając krzywymi Beziera nasmarowałam filiżankę.

Teraz pytanie zasadnicze: dlaczego moje krawędzie filiżanki i kawa są dziwnie kwadratowe i za nic się nie chciały zaokrąglić? Próbowałam, próbowałam i nic – za płytki zrobiłam wykrój czy co?

W każdym razie filiżanka z cieniami była gotowa, kawusia w środku była gotowa, zostały mi drobiazgi w stylu paseczków, z czym też jakoś sobie poradziłam. Powoli zaczyna do mnie docierać, że cała sztuka polega na nauczeniu się myślenia kształtami. Dosłownie. Paski na brzuszku filiżanki wyglądają na banalnie łatwe do narysowania i kiedy już to zrobiłam, zdziwiłam się, jak niewiele trzeba dla takiego efektu – zaledwie dwie elipsy, zdublowanie i odcięcie ścieżek, a potem ewentualne dopasowanie rozmiaru przez ctr z shiftem. Gorzej, że sama nigdy bym na to nie wpadła.

Schodki się zaczęły, kiedy musiałam namalować refleks światła. Po moich ostatnich doświadczeniach ze światłem na dzbanku przeczuwałam kłopoty i wcale się nie pomyliłam. Kiedy już wyszedł mi rysowany z boku żagielek, okazywało się, że na filiżance wygląda krzywo, a do tego górna krawędź nijak nie pokrywała się z krawędzią filiżanki. Zrobiłam trzy podejścia, poszłam po herbatę, zrobiłam jeszcze trzy podejścia i stwierdziłam, że na dziś dość, bo sama zacznę przypominać żagielek.

W ten sposób zostały mi do narysowania odbicie, dymek z pary wodnej i cień pod filiżanką. W sam raz będę miała miłe zajęcie na jesiennie popołudnia w przyszłym tygodniu.

A tymczasem – herbatka!

filiżanka