http://brandingmonitor.pl/rebranding/pomorska-pomylka-ale-narobili/
Wzorem Agaty i Tomka postanowiłam, że dzisiejszy wpis będzie luźniejszy i – dosłownie – wakacyjny, zamiast po raz kolejny opisywać, jak mocowałam się z kreskami i biedziłam nad punktami. A mam powód, żeby pisać o wakacjach, bo ostatnio wywiało mnie na kilka dni do Gdańska, gdzie skorzystałam z okazji i obejrzałam też czasową wystawę w Oddziale Sztuki Nowoczesnej „Design a sztuka”, na której wystawiono prace twórców nie tylko z Polski (głównie Instytut Wzornictwa Przemysłowego Politechniki Koszalińskiej, przyjemnie zaskakujące poziomem), ale także od naszych sąsiadów: Białorusi, Słowacji, Ukrainy (przepiękne rękodzieło i hafty!).

Kuratorzy wystawy chcieli pokazać zetknięcie i pogranicze designu i sztuki – o ile w ogóle można przeprowadzić tak zdecydowany podział. Między innymi na to pytanie próbuje odpowiedzieć wystawa: czy wzornictwo użytkowe może być sztuką albo czy sztuki można używać?
Abstrahując od sporów purystów, co jest sztuką, a co na to miano nie zasługuje, niektóre z prac (kaligrafia, edytorstwo, ceramika) estetycznie bardzo mi odpowiadały, ale ich użyteczność (design zobowiązuje, prawda?) wydaje mi się mocno dyskusyjna. Przyjemnym zaskoczeniem był widok lamp, systemów alarmowych, routerów czy telefonów w galerii. Co prawda ich użyteczność i funkcjonalność budzą pewne zastrzeżenia, ale jeśli projekt w ogóle budzi emocje, to chyba najważniejsze?
To, czego wystawie zdecydowanie zabrakło, to grafika użytkowa na czele z plakatem: wśród wystawionych prac znalazły się zaledwie cztery grafiki. Szkoda, bo jakoś na butelki wody mineralnej i opakowania ketchupu Pudliszki było miejsce.

Wystawa Design a sztuka w Muzeum Narodowym w Gdańsku, Oddział Sztuki Nowoczesnej w Oliwie. Zdjęcie z bloga https://artdone.wordpress.com/

Chociaż z drugiej strony… zadaje się, że Pomorskie ostatnio nie ma dobrych doświadczeń z grafiką i może stąd ta niechęć. Prywatnie muszę przyznać, że cała ta sytuacja z logo zaprojektowanym przez Andrzeja Pągowskiego natchnęła mnie nadzieją i wiarą we własne umiejętności. Niezależnie od szumnych deklaracji, że za projektem stoi pół roku poszukiwań, namysłów i ciężkiej kreacji, efekt niemiło przypomina wykrzyknik narysowany prawą ręką na lewym kolanie w kilka minut i jest dowodem na to, że nawet doświadczonym grafikom zdarza się wpadka. Może jeśli będę się wytrwale uczyć, za kilka lat pół roku moich poszukiwań, namysłów i ciężkiej kreacji przyniesie lepsze rezultaty?

Przy okazji – zapraszam na bloga Artdone, znalezionego przy okazji poszukiwań zdjęcia. Bardzo interesujący blog dla wszystkich miłośników wędrówek po galeriach i piękna inicjatywa wycieczek ze sztuką!