Jeśli kiedykolwiek mam się nauczyć rysować, to jest mi potrzebna jakaś magia, inaczej to nie ma szans się udać. To się w głowie nie mieści, że mija prawie rok, a ja nadal obijam się po tutorialach dla początkujących i średnio-zaawansowanych użytkowników, tylko po to, żeby się przekonać, że nie jestem nawet na poziomie średnio rozgarniętego termita.

Proszę bardzo – prosty jak metr drutu tutorial, jak narysować planetę Saturn z pierścieniami, cieniem i w ogóle wszystkim, co szanująca się planeta mieć powinna.
Zaczynamy. Narysować kółka potrafi nawet termit – rysuję. Załatwić różnicę za pomocą ścieżki – jak wyżej. Poprawić kształt planety za pomocą węzła – uch, jakoś idzie, ale wolałabym nie, tym bardziej, że za nic nie wiem, po co ja to robię. Oczywiście wszystko się rozjeżdża. Dobra, tylko spokojnie.
Teraz cień. Smaruję cień planety, bo to jest w miarę proste. Jest. Smaruję cień planety na pierścieniach – uch, rozjeżdża się, nie wychodzi, a jak wychodzi, to jest jak placek, a nie jak cień i za nic cienia nie przypomina. Za nic. Dobra, mniejsza z tym, robimy 2D, cień nie będzie realistyczny, a jak ktoś się czepi, to jestem gotowa wytoczyć ciężką artylerię w postaci platońskiej jaskini, cieni, ognia i tych spraw.
Narysujmy w takim razie paski na planecie. Hm. Narysować kolejne okręgi i wyłączyć wspólną część? Nie, nie działa. Coś dziwnie wygląda. Dobra, to może prostokątami? Kombinuję z prostokątami: boki prawy i lewy mają właściwą krzywiznę, ale góra i dół są płaskie, a w rzeczywistości powinny być lekko wygięte. Przypominam sobie, dlaczego nie ogarniałam fizyki w szkole. Dobra, kombinuję dalej, dodaję węzły na środku każdego prostokątowego boczku i poprawiam. Wciórności, wygląda gorzej niż poprzednio. Tego nawet Platon nie usprawiedliwia. Bolą mnie plecy. Boli mnie ręka od klikania. Wystygła mi herbata. Saturn nie na darmo jest planetą zniszczenia.
Wreszcie z czystej frustracji zostawiam placki jak są. To, że nijak nie przypominają pasków na żadnej planecie to pikuś. Rzecz w tym, że ja nie widzę, dlaczego one nie wyglądają. Wściekła jak wszyscy diabli postanawiam w ostatnim porywie heroizmu zmienić mu kolor dołu. Hm. Kombinuję z duplikowaniem planety i pierścienia, wreszcie wpadam na to, żeby rozłączyć ścieżki i nałożyć m „kapelutek” na dół. Zapisuję, klnę i nienawidzę świata.
I wtedy przypominam sobie, że zamiast kombinować jak koń pod górę, mogłam zmienić kolor pierwotnego kształtu planety, bo przecież zduplikowałam kształt i góra nad pierścieniem była osobnym kształtem.

Naszła mnie taka refleksja, że nie wiem, ile by musieli płacić grafikom, żebym miała zarabiać na chleb zajęciem, które jest tak koszmarnie wkurzające, frustrujące i które nie wnosi do życia żadnej satysfakcji. Równie dobrze mogłabym uczyć słonie skakać.

saturn