Tutorial na razie leży i zbiera kurz internetów, a ja w dalszym ciągu bawię się zadaniami z zajęć edukacji plastycznej. Poradziłam sobie (jakoś) z rysowaniem kształtów – nic nie przebije rysowania gwiazdek, kompletnie nic – i z umieszczaniem tekstu na ścieżce, podobało mi się też wypełnianie tekstem. Kolej na nowe wzywania, to znaczy krzywe Beziera i gradienty, o których do niedawna myślałam, że są passe, niemodne, do niczego się nie nadają, a przede wszystkim – że są banalnie, banalnie łatwe. No cóż, nie są. I to nawet w połączeniu z Comic Sans…

image4155

Zaczęłam od nieśmiałych prób narysowania listka do mojego nowego jabłka – zadanie proste, bo wymaga dosłownie zerowych kompetencji, to znaczy wystarczy nabazgrać coś piórem tak, żeby linie krzywych zbiegły się w jednym punkcie, a co wyjdzie, to wyjdzie. Zawsze można powiedzieć, że listek sam się przekrzywił na wietrze.
Gorzej było z jabłkiem – moje łuki mały wygięcia nie w tych miejscach, pojawiały się jakieś podejrzane nierówności, a na koniec zabrakło symetrii i jabłko wyglądało, jakby rosło w bardzo porywistych wiatrach.
Podobno edycja węzłów została stworzona z myślą o zaawansowanych użytkownikach, którym zwykłe krzywe rysowane piórem przestały wystarczać. Ponieważ sądzimy innych swoją miarą, ja jestem przekonana, że edytowanie węzłów służy przede wszystkim do naprawiania tego, co się zepsuło piórem. Ja na przykład zawdzięczam mu względnie równą powierzchnię owocków.

Kolejny quest to było ogarnięcie gradientu i jak zawsze doprowadził mnie do szału. Prawdę mówiąc do tej pory nie rozumiem, dlaczego z „obiekt → wypełnienie i kontur” po naciśnięciu przycisku „gradient” wychodzą inne rzeczy niż po skorzystaniu z funkcji gradient (ctrl+F1), a już kompletnie nie rozumiem, dlaczego nawet jeśli jestem (teoretycznie) na wypełnieniu, mój gradient stosuje się do obrysu, którego w żaden sposób nie da się zlikwidować (tekst).
Najważniejsze, że wreszcie zaskoczyłam, że używając narzędzia gradientu (ctr+F1) mam możliwość edytowania obu kolorów (kwadracik i kropka) oraz linii, którą będzie przebiegał. Czuję się trochę mądrzejsza, niż byłam, ale zastosowanie tej wiedzy w praktyce w dalszym ciągu jest trudniejsze, niż myślałam.

jabłko

Na koniec zrobiłam sobie zadania z tekstem. Nie było w nim nic, z czym wcześniej nie miałabym styczności – wprowadzałam tekst, nadawałam mu różne kolory wypełnienia, duplikowałam (ctr+D), odbijałam w pionie i poziomie (stosowna funkcja na górnej belce), pochylałam (obiekt → przekształć → pochyl i aaa, Boże, jak można w ten sposób traktować tekst i czego dzieci w szkołach uczą?!) i dodawałam gradient liniowy(ctrl+F1), a następnie zacieniałam odpowiednim filtrem (filtr → cienie i poświaty → cień obrazka). Kilka prostych operacji, a ja pod koniec miałam ochotę wyć. Mam nadzieję, że to wszystko kwestia wprawy.

Zgodnie z poleceniem autorki za jednym zamachem przetestowałam jeszcze kilka filtrów i efektów, z których co jeden, to lepszy – zastanawiam się, czy rzeczywiście ktokolwiek marnuje czas na to, żeby je wszystkie poznać i pomyśleć, do czego wykorzystać, skoro głównie w dużym stopniu deformują obrazek.

W ten sposób dobrnęłam do końca freblówki i – uwaga – za tydzień wreszcie będę rysować pingwina!

Zadania opracowane przez dr B. Kołodziejczyk dostępne są tu http://www.staff.amu.edu.pl/~barbarak/multimedia/Inkscape_zadania.pdf